OSTATNIE CHWILE W KAMBODŻY

Podczas gdy Krzysiek zachłystywał się Angkorem trzeciego dnia pobytu w Siem Reap, razem z Julem postanowiliśmy po raz ostatni przejechać się TUK-TUKiem (nie wiedząc, czy w Tajlandii jest on równie popularny jak tu) po Siem Reap, przy okazji odwiedzając słynną ulicę barową - Pub Street oraz bliski jej ryneczek ze wszystkim - Old Market. Postawiłam sobie za cel zlokalizowanie paru księgarni z używanymi książkami międzynarodowymi, by może znaleźć jakąś polską lekturę.

Podczas gdy Krzysiek zachłystywał się Angkorem trzeciego dnia pobytu w Siem Reap, razem z Julem postanowiliśmy po raz ostatni przejechać się TUK-TUKiem (nie wiedząc, czy w Tajlandii jest on równie popularny jak tu) po Siem Reap, przy okazji odwiedzając słynną ulicę barową - Pub Street oraz bliski jej ryneczek ze wszystkim - Old Market. Postawiłam sobie za cel zlokalizowanie paru księgarni z używanymi książkami międzynarodowymi, by może znaleźć jakąś polską lekturę.

Pub Street i Old Market

Sprawdzony kierowca pojechał do świątyń z Krzyśkiem, więc zdecydowaliśmy się na polecanego z hostelu (równie taniego). Kierowca wysadził nas na kolorowej ulicy, której nazwa już z oddali była widoczna i obiecał, że za godzinę odbierze nas z tego samego miejsca. Poza faktycznie dużą ilością pubów, restauracji i kawiarni, miejsce oferowało również przeróżne masaże (ręczne, za dolara, całego ciała, tylko karku itd., ale i gilgoczącego pedicure przy użyciu małych rybek).

JEDENIE, ZAKUPY, SPACER

Ceny były tu konkurencyjne i za naprawdę niewielkie pieniądze można było skosztować dobrej kambodżańskiej kuchni. My zajadaliśmy się jednak w naszym hotelu naprawdę różnorodnym i smakowitym menu. Na Pub Street zdecydowaliśmy się jednak na śmiesznych kształtów loda a ja w końcu na Old Market znalazłam  torbę, która tak bardzo spodobała mi się w Sajgonie, ale Wietnamka nie poddała się moim próbom negocjacyjnym. Wtedy ze smutkiem odeszłam ze sklepu, ale musiałam pokazać twarz:).

Jaki kraj po Kambodży?

Po 8 dniach pobytu w Kambodży, żegnaliśmy się z nią, by wjechać do najpopularniejszej (prawdopodobnie) światowej wakacyjnej destynacji, jaką była Tajlandia. W Bangkoku mieliśmy spotkać się po paru miesiącach rozłąki z rodziną, która przylatywała do nas na krótkie wakacje. A że nie chcieliśmy oczekiwać na nią w dużym kilkumilionowym mieście (jaką właśnie jest stolica Tajlandii), postanowiliśmy zaszyć się gdzieś w jakimś parku narodowym, w otoczeniu dżunglowej przyrody.

PODRÓŻ DO TAJLANDII

Tym razem wykupienie VIPowskiego przejazdu przez granicę było przepłacone. Nasz różnił się prawdopodobnie tym, że: serwował drobne przekąski (ale akurat wielką torbę jedzeniową mieliśmy przy sobie zawsze, więc mogliśmy się bez tego obyć), śmierdzącą toaletę (lepsza taka niż żadna, chociaż ten bez toalety prawdopodobnie częściej by się zatrzymywał) i po przekroczeniu granicy wsiadalibyśmy do tego samego autobusu (to była najważniejsza dla nas informacja, bo łudziliśmy się, że odprawa będzie tak samo przyjemna jak na granicy wietnamsko-kambodżańskiej). Niestety musieliśmy targać cały nasz ciężki majdan w upale, w kolejkach, przez malaryczną nieciekawie wyglądającą granicę, idąc na oślep za ledwo zauważalnym "białym" turystą z tego samego lub innego autobusu. Nie płaciliśmy na żadnej granicy za nic i niestety otrzymaliśmy tylko 15-dniową wizę do Tajlandii. Takie mieli zarządzenie, że  miesięczną otrzymywało się jedynie przekraczając granicę samolotem. Stąd też w głowie zaczęły pojawiać się pomysły na jej przedłużenie. Po Tajlandii planowaliśmy powrót do kraju.

WIZY TAJSKIE

Dłużej w Tajlandii można było zostać, gdy:
- w odpowiednim urzędzie tajlandzkim dokupywało się ową wizę z gwarancją co najwyżej 10-dniowego pobytu (dłużej) dopłacając 1900 bahtów za osobę;
- można było "nielegalnie" zostać w Tajlandii dłużej, lecz na granicy opłacało się te "nielegalne" dni po 500 bahtów za dzień od osoby;
- można było wyjechać do najbliższego sąsiedniego kraju (takiego, gdzie za wizę się nie płaci) i wrócić do Tajlandii na kolejne 15 dni.

Rozważaliśmy wjazd do Malezji. Teraz jednak istotnym dla nas było jak najszybsze i po przedłużających się siedmiu godzinach jazdy do Bangkoku, wydostanie się ze stolicy w kierunku oddalonego o kolejne 3 godziny jazdy, Parku Narodowego Khao Yai. Podróż długa, męcząca (bo właśnie długa), lecz zakończona sukcesem w godzinach wieczornych.

Fot. Siem Reap, Kambodża (2014)

Leave a Reply

Your email address will not be published. HTML code is not allowed.