AUTEM PO USA
Rezerwując auto z wyprzedzeniem gwarantujemy sobie niższą cenę. Na miejscu jednak dokonuje się ostatecznych formalności i bez karty kredytowej ani rusz. Trzeba ją posiadać. My zdecydowaliśmy się na polecone Alamo. Prawdopodobne miało w tym czasie najlepsze ceny.
Po chwili pędziliśmy o zmroku w kierunku Johua Tree National Park. Nie mogliśmy wyjść z podziwu tutejszych autostrad: chwilami mieliśmy do wyboru 5 pasów jezdni. Dodatkowo ten położony najbliżej od lewej przeznaczony był dla samochodów, w których jechały co najmniej 2 osoby.
Ledwo ruszyliśmy w trasę, a każdy chciał dziabnąć coś na smaka. Skoro jesteśmy w USA to koniecznie fast-fooda. Z drugiej strony od ręki coś bardzo zdrowego po drodze byłoby trudniejsze do zdobycia. A że - jak wspomniałam wcześniej - odbywałam tą krótką podróż ze specami od najpopularniejszych (z najwyższymi notami) punktów gastronomicznych, i byli to panowie (większe smaki:), po chwili siedzieliśmy w popularnym fast-foodzie “In-n-out burger”. I mimo wysokich not za smaki, nigdy nie jadłam gorszych frytek. W teksturze i walorach smakowych przypominały papier. Wylądowały w moim żołądku na siłę, bo byłam głodna.
MOTEL I ŚNIADANIE W DINERY
Nie mieliśmy zarezerwowanego noclegu. Liczyliśmy, że przy drodze w najbliższej lokalizacji od bram parku, uda nam się zlokalizować jakiś typowy amerykański motel (ale bez karaluchów:). W końcu po ok. 4 godzinach jazdy w istnych ciemnościach (bo poza miastem i bliżej bezdroży świata miast nie docierały za daleko, zatem było diabielsko ciemno), dotarliśmy do miejscowości Twentynine Palms i klimatycznego motelu za $80/pokój z dwoma podwójnymi łóżkami. Nam marzyło się tylko zasnąć i rano podbijać ten niesamowity krajobraz.
Dopiero o świcie mogliśmy przyjrzeć się okolicy. Motel okazał się jeszcze ładniejszy z zewnątrz, a gdyby tylko było cieplej i mielibyśmy na to czas, wskoczylibyśmy do zewnętrznego basenu otoczonego palmami. Teraz każdy marzył o sytym, amerykańskim śniadaniu. Takim typowym dinery (dużym, sycącym, na słodko, słono lub ostro) z wieloma dolewkami kawy. Na talerzu każdego z nas wylądowało co innego, a mogliśmy przebierać w jajkach podanych na wiele sposobów, hashed browns (podsmażane ziemniaczki pokrojone w kwadraciki lub podsmażone puree), tosty, kiełbaski smażone, bekon, fasolka po bretońsku, pancakes na słodko (z syropem klonowym) albo meksykańskie burrito. Dla niedojedzonych w koszyczkach na stoliku stoją dżemy, sosy, a kawa może być nam dolewana niemalże nieustająco. Dla tych, którzy do śniadania wolą zaserwować sobie napój gazowany zamiast kawy, jego dolewka jest również nieograniczona. Poza standardową ceną (w granicach od 10-16 USD), należy doliczyć napiwek. Ostatnio dość często spotykałam się z sytuacjami, w których kelner wręczał paragon z kwotą za zamówienie i miejsce na samodzielne wpisanie kwoty napiwku. Przyjęło się dodawać między 10 a 20 % napiwki.
JOSHUA TREE NATIONAL PARK
Kiedy wiele lat temu w poszukiwaniu parków narodowych w USA ujrzałam pustynne obrazy z lasem dziwnych drzew, jakby kaktusowych, rozsianych po wielkich terenach, uznałam miejsce za magiczne i będąc w pobliżu bardzo chciałam go doświadczyć. Teraz stworzyła się taka okazja. Ogromny (3200 km2), dość młody (1994), park można przejechać samochodem prawdopodobnie w godzinę, nie zatrzymując się. Wjeżdżając płacimy za samochód 15 USD/ dzień.
Tuż na wjeździe do parku napotykamy na punkt informacyjny, z niewielkim muzeum, sklepikiem z pamiątkami i punktem poboru wody pitnej. Bierzemy ze sobą darmową mapkę i rozpoczynamy show dla zmysłów. Mamy końcówkę stycznia, a temperatura z każdą godziną rozkręca się ku upałowi. Ruch nie jest zbyt duży. Przed nami rozpościera się krajobraz szerokiej szosy, po bokach wyrastają pojedynczo drzewa Jouzego (jukki krótkolistnej), dalej pustynię pokrywają kuliste skałki rozrzucone gdzieniegdzie (Rock Piles w Jumbo Rocks i w Hidden Valley ), różne formacje skalne (np. Skull Rock, skała przypominająca czaszkę ludzką) czy punkt widokowy na Coachella Valley (Key View).
Na samym terenie parku jest mnóstwo pieszych szlaków, trasy wspinaczkowe, ale i parę campingów. Domyślam się, że nocleg pod tak niesamowicie rozgwieżdżonym niebem musi być niesamowitym przeżyciem. A świadomość, że tuż obok może przechadzać się kojot, dodatkowo podkręcać emocje.
W parku spędzamy ok. 4 godzin. Zmierzamy ku Las Vegas, lecz wcześniej po drodze koniecznie musimy zobaczyć słynną Tamę Hoovera.
Fot. Joshua Tree National Park, 2020.