O ile w całych Bałkanach, przejazdy graniczne były niemalże niezauważalne, tak przekroczenie tej macedońsko-serbskiej szło jak krew z nosa. Mimo że wybraliśmy środek tygodnia, godziny wczesne, korek przed bramkami tworzył się jakby specjalnie, na siłę. Ta nietypowa “manana" wydawała się być niczym niewytłumaczona. Celnicy wertowali w rzeczach niemalże każdego auta. Już zaczęliśmy się zastanawiać, czy nie ominęliśmy żadnych restrykcji i czy oby na pewno przepuszczą nas do kraju na noc, nie tylko tranzytem.
DROGI W SERBII
Gdy w końcu, po dwóch godzinach doturlaliśmy się autem pod budkę celniczą, ledwo na nas spojrzano i kazano jechać dalej. Także jesteśmy w Serbii! Czas ustawić GPS na Djerdap!
Coś, do czego zdążyliśmy przywyknąć na Bałkanach to ciut gorszy stan dróg i niemalże brak autostrad. A tu.. proszę, jakbyśmy pojawili się gdzieś na zachodzie Europy. Szybko, sprawnie, przyjemnie i bezpłatnie. Wśród żółtych pól słoneczników i kukurydzy docieramy do Golubac.
NOCLEG W GOLUBAC
Poszukujemy noclegu w granicach wspomnianego parku. Teraz wiem, że warto celować w bliższe rejony najwyższego szczytu Djerdap’u, lecz Golubac to również wiele atrakcji, nie wspominając naszego lokum. Trafiamy na niesamowity, odrestaurowany, niemalże 100-letni dom (Stara Kovacnica). Jako że na nocleg decydujemy się w ostatniej chwili, matka właściciela kończy sprzątanie w naszej obecności, przez co mamy chwilę na rekonesans miasteczka.
Lecz gdy wracamy na nowe włościa, nie chce się nam ich opuszczać. Dom, odrestaurowany z pasją i sercem. Z czasem dowiadujemy się, iż stanowił niegdyś pracownię dziadka-kowala. Wiele mebli było stworzonych na pozostałościach kowalskich narzędzi. Odnowione drewniane szafy, metalowe, rzeźbione łoże, stolik ze skrzyni.
Do okien domostwa zaglądały słoneczniki, posesja pokryta trawą, na której również postawiono stylizowaną na angielską latarnię, ręczną pompę wody ze studni, a w tle stara ceglasta stodoła z nowymi białymi oknami. Pod zadaszeniem drewniany, również samodzielnie wykonany stół, sofa i stolik. Nie mogłam się napatrzeć i nazachwycać miejscem. Na wyjazd poznajemy w końcu właściciela, młodego pasjonata muzyki (w prezencie otrzymujemy nagranie bałkańskich utworów w wykonaniu jego bandu) i wyczucia stylu (sądząc po wyglądzie domu).
ZWIEDZANIE GOLUBAC
To miasto położone nad Dunajem. W tym miejscu jednak jego wody tak bardzo się rozszerzają, że raczej przypominają jezioro czy zalew.
Wzdłuż rzeki biegnie deptak usłany latarniami, znajdziemy tu plażę miejską, plażujemy (choć szorstkie, kamienne podłoże plaży i mętna, brązowa woda to coś, co nie przypadło mi zbytnio do gustu), mały port, park i parę knajp. Zajadamy się kuchnią bałkańską lub decydujemy na samodzielne pichcenie, bo w domu mamy kuchnię. Odnajdujemy nad brzegiem małe boisko, gdzie chłopcy ćwiczą futbol.
TWIERDZA GOLUBAC
Lecz największą atrakcją okolicy okazuje się być XV-wieczna Twierdza, w obronie której (przeciwko Ottomanom) walczył nasz rodak - Zawisza Czarny. Odwiedziny w jej skromnych progach to dla nas obowiązek, a jej widok z wielu punktów “zalewu” przyciągał jak magnes. Usytuowanie twierdzy jest bardzo malownicze, tuż przed Żelazną Bramą odgradzającą Serbię od Rumunii.
Dawniej stanowiło strategiczny punkt obrony kraju. Wzniesiona przez Węgrów w XIII w., wydzierana z rąk i zmieniając właścicieli na Turków, Węgrów, Habsburgów, w końcu trafiła do Serbów (1867 r.). Po wejściu na teren twierdzy znajdziemy tablicę wzniesioną na cześć Zawiszy Czarnego z Garbowa, który w 1428r. w jej obronie zginął podczas walki z Turkami. Pełna wieżyczek twierdza przypomina z zewnątrz zamek.
Na miejscu zakupujemy bilety uprawniające do parkowania, zwiedzania wnętrz fortecy, wdrapywania się na jej wieżyczki.
Miejsce odwiedza mnóstwo turystów. Wielu z nich podczas rejsów w kierunku Żelaznej Bramy. Wydaje mi się jednak, że widziana z wody to za mało, by poczuć jej wdzięk.
TREKKING W PARKU NARODOWYM DJERDAP
Z pewnymi trudnościami (bardziej komunikacyjnymi z punktami obsługi turystycznej, gdyż mało kto wiedział o szlaku górskim w parku) kierujemy się na szlak ku najwyższemu szczytowi - Veliki Strbac (768 m npm), skąd miał się rozpościerać niesamowity widok na Żelazną Bramę i Dunaj. Żaden punkt turystyczny nie potrafił udzielić nam odpowiedzi, gdzie jechać, jak wygląda szlak, jego trudność, skąd zacząć. W końcu po wielu poszukiwaniach i kombinacjach, trafiamy do większej miejscowości - Donji Milanovac, gdzie w punkcie turystycznym otrzymujemy wskazówki i mapę parku.
Z Golubac mieliśmy do pokonania 80 km wzdłuż Dunaju samochodem, ale było warto! Tuż za miejscowością Golubinje, widzimy pierwsze przydrożne parkingi. Pozostawienie auta przy bramie na szlak graniczy z cudem, bo miejsc jest jak na lekarstwo, ale udaje się kawałek dalej na poboczu. Miły strażnik parku sprzedaje wejściówki (zapłaciliśmy ok 14 zł za normalny i ulgowy) i zmierzamy na punkt widokowy Ploce. Jest godzina 12 i każdy (łącznie z tym strażnikiem) odradza wejście na najwyższy szczyt. “Jest za późno, zastanie was noc, nie zejdziecie”, itd., itp. Nie chciało mi się w to wierzyć, biorąc pod uwagę brak wiedzy o szlaku wielu osób w koło. Ale tak się złożyło, że podejście pod Ploce było dla Julka na tyle męczące, że namawiał na powrót do auta.
A co do zdobytego punktu widokowego Ploce… to była nasza wisienka na torcie. Stąd rozpościerał się pejzaż na Żelazną Bramę - „widowiskowe” połączenie fiordowo-spadających do wody wzgórz oraz potężnego Dunaju rozdzierającego ląd (i stanowiącego granicę między Serbią a Rumunią). Wysunięta nad skalną półką kładka dosłownie wychodziła w przepaść. A ten trójwymiar, seledynowe odcienie wody, błękit nieba, wzgórze po stronie Rumunii... Tak bardzo nie spodziewałam się takiego cudu, że dosłownie nie przestawałam mówić “wow”.
Na kładce stała właśnie grupka turystów, którzy - sądząc po minach - musiała przeżyć dokładnie te same emocje. Stąd niosło echo i dokładnie można było usłyszeć przewodników na statkach podczas wycieczek wzdłuż rzeki. Ta wizualna satysfakcja pozwoliła mi się pogodzić z faktem niezdobycia głównego szczytu. Co prawda odbijamy kawałek ku Veliki’emu Strbac’owi, w lesie, po przyjemnym szlaku, lecz junior zaczął jęczeć. Wracaliśmy wzdłuż Dunaju zatrzymując się jeszcze na parę ujęć Żelaznej Bramy z drogi.
SREBRNE JEZIORO & CHWILA TRWOGI
Jezioro znajdujące się jakieś 40 minut drogi od Golubac w przeciwnym kierunku do Djerdapu. Chcemy się przekonać, czy oby na pewno jest srebrne:). Odnajdujemy parę kąpielisk, raczymy w ciepłej i jakby czystszej (niż na miejskiej golubackiej plaży) wodzie, delektujemy się okolicą, by na koniec sprawić dodatkowo przyjemność naszemu najmłodszemu podróżnikowi i serwując wizytę w pobliskim aquaparku na świeżym powietrzu.
Tu też przeżyliśmy ponownie stresującą sytuację, bo samochód przestał reagować na próby otwarcia go pilotem. Gdy to się w końcu udało, samochód wyłączał się tuż po przekręceniu kluczyka. I tu nie chodziło o wymianę baterii w pilocie, a wyrobiony przycisk otwarcia. Nie mieliśmy zapasowych kluczyków, bo tamte były w gorszym stanie. Łączenie się telefoniczne z znajomymi specami od aut nie wchodziło w grę, bo ceny połączeń z Serbii stawały się droższe od samych wakacji. Ale że na terenie aquaparku było wifi, pod drzwiami wejściowymi złapałam zasięg, skontaktowałam się z kolegą, poradziłam i odpaliłam parę internetowych porad. Udało się zresetować kod pilota ze środka auta. Byliśmy z siebie dumni, ale ponownie zmęczeni przygodą z samochodem. Oby dojechać do domu.
Fot. Golubac & Twierdza, 2021
Fot. Park Narodowy Djerdap & Srebrne Jezioro, 2021.
Po czterech dniach w Golubacu i Parku Narodowym Djerdap jedziemy ku północy Serbii, przy granicy z Węgrami. O Subotice i pobliskich termach przeczytasz w kolejnym artykule.